W tym miesiącu ukazała się na portalu internetowym https://axunarts.pl/ nowa recenzja płyty „Longing”.

Recenzja: https://axunarts.pl/2020/07/21/recenzja-new-bone-longing/

Recenzja szóstego albumu w dorobku krakowskiego zespołu.

Okładka płyty „Longing” (foto: materiały prasowe)

W historii muzyki wiele razy mieliśmy do czynienia z artystycznymi rodzinami oraz sytuacjami, kiedy dzieci podążały śladem rodziców. Nie inaczej było w rodzinie Kudyków, gdzie ojciec Jan do tego stopnia stał się inspiracją dla syna Tomasza, że ten nie tylko został muzykiem, ale sięgnął nawet po ten sam instrument. Śmierć seniora, która spotkała się ze sporym żalem ze strony rodziny, przyjaciół i jazzowego środowiska, stała się również bodźcem twórczym. Efektem krążek „Longing”, który swoją premierę miał w pierwszej połowie tego roku.

Otwierający płytę niespełna minutowy „Prologue” to solo Tomasza Kudyka. Przejmująca, pełna emocji partia może być kojarzona z chęcią oddania hołdu zmarłemu ojcu, więc jej sentymentalną wartość trudno ocenić (i wycenić). Z czysto muzycznego punktu widzenia to jedna z najlepszych partii zagranych na trąbce przez polskiego muzyka od czasów pamiętnej „Kołysanki” Michała Lorenca wykorzystanej w kultowym filmie „Psy”. Ten patetyczny wstęp (może naznaczony nawet lekką rzewnością) może być jednak mylnym drogowskazem dla tych, którzy sądzą, że płyta dedykowana zmarłej osobie będzie posiadała wyłącznie melancholijny charakter. Tego typu kompozycje, owszem, stanowią sporą część materiału zawartego na „Longing” (by wspomnieć tylko o „Awakening” i numerze tytułowym, których początki są do siebie bliźniaczo podobne dzięki zagranej na trąbce introdukcji), ale na pewno nie dominują. Grupa New Bone postarała się bowiem o utrzymanie względnej równowagi i zaprezentowała również momenty energiczne, w których znajdziemy chociażby wpływy bebopu i post-bebopu (między innymi „So Confused” lub „Head Dizziness”, które w oryginale stworzone zostało przez Jana Kudyka, ale na płycie, dzięki aranżacji Wojtka Groborza, przybrało nieco inną formę).

Utworami wartym wyróżnienia są dwa najdłuższe tytułu: finalizujący płytę „Farewell” oraz dziesięciominutowy „Nanga Parbat”. Budowa pierwszej z wymienionych kompozycji wydaje się czerpać sporo z tradycyjnej koncepcji nowoorleańskiego jazzu i tamtejszych parad, a więc klimatu bliskiego sercu Jana Kudyka i jego formacji Jazz Band Ball Orchestra. Radość gry styka się tutaj z pewną dozą improwizacji. Partie dęciaków zdecydowanie górują nad pozostałymi instrumentami (nie jest to nic nowego, podobna sytuacja miała również miejsce na poprzednich albumach New Bone), co momentami może pozostawiać mały niedosyt. Otwarta konstrukcja kompozycji jest jednak na tyle specyficzna, że stwarza miejsce na kolejne solówki, które – być może – będą częścią występów na żywo, kiedy to jazzmani zwykle są bardziej skorzy do tego typu scenicznych szarż. Z kolei „Nanga Parbat”, która swoim tytułem nawiązuje do himalajskiego ośmiotysięcznika, to utwór z dużym ładunkiem liryzmu połączonego z wpływami współczesnego jazzu. Balladowa czułość fortepianu (Dominik Wania) i trąbki łączy się z precyzyjną grą sekcji rytmicznej (Dawid Fortuna – perkusja, Maciej Adamczak – kontrabas) oraz balansującym na pograniczu energicznych i eterycznych ruchów saksofonu (Bartłomiej Prucnal).

To wychodzenie przed szereg duetu trąbka-saksofon złamane zostaje w nagraniu tytułowym, gdzie Kudykowi towarzyszy tylko Wania. Minimalistyczna propozycja, gdzie mniej znaczy więcej. Przeszywająca na wskroś melodia instrumentu dętego, splatająca się lub wymijająca z dźwiękami biało-czarnej klawiatury, niejednokrotnie sprzyjać będzie wielu słuchaczom w wyciszeniu i refleksji – nad życiem, jego kruchością, ale także doskonale znanym nam tu i teraz oraz chwilą, która – chciałoby się powtórzyć za Faustem – jest piękna i ma trwać wiecznie. (MAK; zdjęcie w nagłówku: zespół New Bone, foto: Ewelina Kowal-Nesterowicz).

Mateusz Kołodziej